tlo1 tlo2 tlo3 media tlo5

 

 

"Świat kamienia" 03/2003

Kamieniarstwo - rzemiosło na wymarciu?

Próba przyjrzenia się sektorowi nagrobkowemu w Polsce, który tworzy najliczniejsza grupa zakładów w przekroju firm całego polskiego kamieniarstwa, wydaje się koniecznością z punktu widzenia opisu rynku, biznesowych kalkulacji, statystycznych zestawień a także wyłonienia problemów trawiących to wcale liczne grono drobnych przedsiębiorców. Okazuje się jednak, że ogarnięcie tego tematu jest trudne z kilku przyczyn: pozostawiony samemu sobie ten dział przedsiębiorczości nie doczekał się od kilkunastu lat żadnych zbiorczych opracowań, dzięki którym można by ustalić choćby w przybliżeniu liczbę funkcjonujących w Polsce zakładów kamieniarskich. Istniejący na rynku katalog firm „Kamieniarz Polski” wydany przez firmę h.g. Braune choć jest na pewno godną odnotowania próbą zamknięcia w jednej publikacji jak największej liczby danych adresowych i ofertowych polskich zakładów kamieniarskich, to jednak dla żadnego z uczestników tego rynku nie jest tajemnicą, że daleko tej publikacji do pełnego i wyczerpującego ujęcia całego polskiego kamieniarstwa. Poza tym w zasadzie zainteresowany nie ma gdzie szukać informacji na ten temat. Podejmowane próby przez nasze czasopismo również nie stanowią wykładni, a jedynie są próbą wyrywkowego opisu zjawisk na rynku. Przykładem, który dobrze ilustruje istniejący stan wiedzy o liczbie firm kamieniarskich działających w kraju, jest oszacowanie przyjmowane przez co odważniejszych przedsiębiorców. Tolerancja jest, rzecz by można, kabaretowa, bo podawanie liczb w przedziale od 4 tys. do 8,5 tys. trudno inaczej traktować, i w gruncie rzeczy dane te na niewiele mogą się przydać. Podejmując próbę zagłębienia się tylko w część rynku kamieniarskiego w Polsce, w jego najbardziej tradycyjny segment, czyli nagrobkarstwo, zmierzyć się trzeba z oporem materii zupełnie zaskakującym. Wielu przedsiębiorców kieruje swoją uwagę wyłącznie na sprawy doraźne, nie mając ani wizji swojej profesji, ani perspektyw, jakie trzeba tworzyć dla swojej działalności, ograniczając swoje potrzeby i umiejętności do minimum, co ma taki skutek, że ostatecznie działa przeciw tym firmom. Od kiedy to słychać było, że we współczesnym świecie trzeba się uczyć, uczyć i uczyć, po to tylko, by utrzymać się na powierzchni. Wystarczy się rozejrzeć, by szybko sobie uzmysłowić, że w kraju w zasadzie nie działa żaden system kształcenia czy dokształcania kamieniarzy. Ba, nie ma nawet jednej szkoły kamieniarskiej z prawdziwego zdarzenia. Nie widać też, by kamieniarze czuli, że rynek zrobił się trudny nie tylko z powodu ogólnej bryndzy w gospodarce ale też i przyspieszonego rozwoju możliwości przepływu informacji, co pozwala gwałtownie atakować klienta coraz bardziej wyrafinowaną reklamą, do której zaprzęgnięto m.in. psychologię, a ta otworzyła drogę nawet do ludzkiej podświadomości. Świat zbroi się w wiedzę, którą bezwzględnie wykorzystuje i tylko nieświadomy letarg polskich branżystów od kamienia pozwala im na z lekka zniesmaczony kryzysem spokój. Można wręcz odnieść wrażenie, że żyją oni nadziejami, że ten świat, który coraz bardziej otacza ich z każdej strony, to coś innego od rzeczywistości, w która wpasowali się ze swoimi zakładami, więc jak gospodarka ruszy, to będzie lepiej. Trudno kamieniarzom zauważyć, że w krajach rozwiniętych istniejący układ w grze rynkowej wymusił wyjście ze swoją ofertą na zewnątrz, a do oczywistości dnia dzisiejszego należy obecność firm w Internecie („jeśli nie ma cię w Internecie, to nie ma cię nigdzie”), reklamowanie się w mediach, różnego rodzaju akcje ulotkowe, sponsoring, szukanie swego miejsca na targach, nobilitujące darowizny, łączenie się w układy bądź dzielenie się zleceniami itd. Lista możliwych i praktykowanych szeroko metod dotarcia do klienta a atrakcyjną ofertą jest długa i można by ją tu przytaczać, ale nie to jest przedmiotem artykułu. Jego powstanie poprzedziły rozmowy z wieloma przedstawicielami zakładów kamieniarskich, przede wszystkim tych małych. Próbując dowiedzieć się, jak wyglądają sprawy w tym środowisku najlepiej było spytać o nie ludzi wprost. No i co?... Zobaczmy. Jedna z obserwacji wskazuje, że wiele spośród małych zakładów kamieniarskich w Polsce jest często własnością osób w wieku przedemerytalnym, którzy nie radzą sobie w nowych warunkach rynkowych. Istnieje wśród nich pewne zniechęcenie, wynikające z lęku przed nowym, niemożnością sprostania wymaganiom, które nakłada na prowadzącego firmę wolny rynek. W Warszawie na przykład obok silnej konkurencji zakładów skupionych przy Powązkach właściciele borykają się jeszcze z dodatkowym problemem, które zaserwowało im miasto. Rzecz w tym, że w okolicach Powązek, przy Dworcu Gdańskim, budowane jest największe w Polsce centrum handlowe, skąd w kierunku ul. Tatrzańskiej (jedna z ulic okalających cmentarz) pójdzie droga i na miejscu, gdzie dziś mają swe siedziby zakłady kamieniarskie będzie wielkie skrzyżowanie. Tak jest w planach zagospodarowania przestrzennego Warszawy. Centrum jest już w budowie, kwestia dwóch lat i cała inwestycja będzie skończona. Właściciele firm zlokalizowanych przy ul. Powązkowskiej mają umowy o dzierżawę przedłużone do końca roku i może jeszcze na przyszły rok będą mieli przedłużone. Bo układ jest taki, że umowy są przedłużane co roku. Ludzie ratują się w ten sposób, że rozwijają inne działalności, np. prowadzą agencję ochrony mienia, wynajem nieruchomości, a ci, którzy zorientowani są tylko na nagrobkarstwo, stoją przed poważnym zagrożeniem wypadnięcia z rynku. „Działalność przycmentarna małych firm w ogóle nie ma szans przetrwania w dotychczasowym stanie. Jeśli dziś firma nie robi wszystkiego, czyli usług budowlanych, kamieniarstwa artystycznego czy rzeźby, to ma problem. Małym firmom bardzo trudno jest konkurować z dużymi zakładami kamieniarskimi o rozwiniętej produkcji, które stać na to, by oferować nagrobek z granitu za dwa tysiące. Biorąc pod uwagę, że trzeba opłacić podatek, ZUS pracownikom, kupić materiał, na przykład spolerowaną płytę, bo mały zakład tego nie ściąga z Włoch tylko zmuszony jest kupić z marżą w kraju - więc nie ma szans. Zakładów kamieniarskich artystycznych jest bardzo mało, co prawda ludzie coraz lepiej potrafią obrabiać kamień, posługiwać się nim, ale nie potrafią zrobić dzieła sztuki. To jest trochę tak jak z grafiką komputerową: człowiek dostaje do ręki narzędzie i nagle stwierdza, co za problem, mogę zrobić afisz, plakat, reklamówkę. Ale najczęściej wychodzi z tego gniot artystyczny. Tak samo w kamieniarstwie – też mamy już doskonałe narzędzia ale czy ich użytkownicy są w stanie tworzyć tak doskonałe rzeczy jak Michał Anioł? I to bez tych elektronarzędzi. Nie o to chodzi, że z używaniem narzędzi jest coś nie tak – one bardzo ułatwiają życie, są naprawdę fantastyczne, ale niektórym dają przekonanie, że oni wszystko mogą. A to nieprawda. Tak więc dla przeciętnego zakładu kamieniarskiego jego atutem w walce o klienta jest zdolność do zaproponowania mu czegoś wyjątkowego” – można usłyszeć na Powązkach. Kolejne zagrożenie to kremacja. Ten obyczaj się rozwija i należy się spodziewać sporych zmian z tego powodu. W Warszawie funkcjonuje już krematorium. Mało tego, ostatnio popularność zdobywa rozsypywanie prochów, więc do tego nie trzeba żadnego nagrobka. Żeby rozsypać prochy zmarłego trzeba się udać w specjalne miejsce, które znajduje się na cmentarzu południowym w okolicach Piaseczna. Już dziś widać, że wzięcie raczej będą miały urny, trzymane w grobie rodzinnym lub w katakumbach, gdzie urny są składane w specjalnych niszach. W tej sytuacji z montażu nagrobków nie wyżyje się, gdyby chcieć wejść w konserwatorstwo – również nie, zresztą małe zakłady konserwatorstwa się boją, ponieważ nie potrafią tego robić. Mamy więc moment przełomowy. Rzecz w tym, że duże zakłady typu Rogala czy Pawlik są dziś w stanie produkować nagrobki seryjnie i handlować nimi w każdej części kraju, a produkcja w takim zakładzie jest śmiesznie tania – składa się na to własny eksport bloków kamiennych, cięcie, całkowita obróbka we własnym zakresie, tania siła robocza. Właściciele tych dużych firm jednocześnie nie koncentrują się na tym, by zaoferować coś ponadto.

Być może to jest luka, w którą będą mogli wejść właściciele zakładów o bardzo wysokim poziomie rzemiosła kamieniarskiego. Myślę tu o firmach w rodzaju Sypniewski, z ogromnymi ponad stuletnimi tradycjami, w których myśli się głównie o wykonawstwie nagrobków jednostkowym, niepowtarzalnym, nasyconym walorami rzeźbiarskimi, a jak się okazuje rynek takiego klienta istnieje.

Dla ilu firm jest to rozwiązanie? W przypadku właścicieli wielu małych zakładów pokutuje jeszcze mentalność z zeszłej epoki, no więc taki kamieniarz siedzi w kantorku i czeka na klienta. Choć nikt tego nie mówi głośno, w niektórych przypadkach jako metodę na fiskusa stosuje się celowe tworzenie wrażenia zaniedbania i upadku, by w ten sposób wpływać na urzędników z urzędu skarbowego, że bieda i nie ma z czego płacić. To też znamię systemu, którego już od ponad dziesięciu lat nie ma. „W Polsce mały zakład kamieniarski to firma zatrudniająca 3-5 osób, często jest to spadek po rodzicach. Prowadząc małą firmę mam różne problemy, w tym z prowadzeniem ksiąg rozchodów i przychodów. Przy tak niewielkim zatrudnieniu nie sposób zatrudnić na stałe księgową czy sekretarkę, nie ma kto na nią zarobić. A księgę trzeba prowadzić, więc jest dodatkowy kłopot. Działalność na lokalnych rynkach w tym segmencie opiera się na marce nazwiska lub firmy. O działania marketingu trudno, bo nie ma działu marketingu, skąd wziąć na to pieniądze? Zakres działań takiego zakładu obejmuje roboty od wyjścia z ziemi do flakonu. Mała firma nagrobkarska działa często w pobliżu cmentarza. Na ogół nie jest zainteresowana regulacjami prawnymi działającymi w UE, ale bardzo interesują ją przepisy bhp. Dla takich zakładów problemem jest brak dostępu do instrukcji bhp dotyczących specjalistycznych maszyn kamieniarskich” – opowiada kamieniarz z południowej Polski. W ocenie związkowców z ZPBK konieczne jest przysposobienie polskich kamieniarzy do nadchodzących wraz z UE zmian. Przykładem działań związku w skali mikro jest instruktaż na zdobycie dyplomu mistrza lub czeladnika. U ilu kamieniarzy ta propozycja wzbudzi zainteresowanie? Powszechne jest raczej myślenie, że UE „u mnie nie ruszą mnie”, więc po co myśleć o dokumentach? W Warszawie silna konkurencja jest widoczna gołym okiem – wystarczy wybrać się w okolice cmentarza komunalnego. Liczba zakładów ogromna, każdy tu skłonny wykonać każdą usługę, ale z klientelą kiepsko. Więc każdy jest na wagę złota. Do tego ciśnienie wszystkim działającym tu na stałe podnosi grupa handlowców nagrobkami - są tu na jakiś czas, psują rynek, odbierają klientów, wykorzystując ich nieświadomość; kiedy któryś z nich przyjdzie z reklamacją, zobaczy pusty plac, bądź spotka się z wymówką pozbawiającą go szans na wyeliminowanie skaz czy błędów. Do tego dochodzi oferta chińskich nagrobków, z których sztuka kosztuje w granicach 1200-1400 zł/ szt. przy polerze z każdej strony. Przy cenie 2000 zł za nagrobek już jest 20 % rabatu. O sytuacji finansowej niejednego zakładu kamieniarskiego świadczy też dość niestety powszechne branie „na krechę” materiału. Tu i ówdzie mówi się o tym, że w stolicy co niektóre zakłady są pralnią pieniędzy mafijnych. Zmienili się klienci. „Wśród nich zdarzają się tacy, którzy zamawiają, a potem po wykonaniu pomnika nie płacą umówionej kwoty, lecz odwlekają w nieskończoność zapłatę części lub całości. Kiedy radzi im się, by szli do banku po kredyt albo w inny sposób zdobyli pieniądze i zapłacili w umówionych terminach, oni chcą, by to kamieniarz ich kredytował, rozciągając zapłatę w czasie i dzieląc ją na wiele rat. To jest zupełnie coś nowego, nikt tak do tej pory nie robił, nie miał czelności z czymś takim przyjść. „Zamówienia są bardzo skromne, toczy się bój o klienta” – komentuje swe doświadczenia z klientami właściciel zakładu kamieniarskiego spod cmentarza komunalnego w Warszawie. Ale o klientach świadczy też i inny fakt – reakcja a właściwie jej mikrowymiar na reklamę. Przy kilku tysiącach rozkolportowanych ulotek na rynku warszawskim do promowanej firmy zgłosiło się dwóch zainteresowanych. Jednak stwierdzenie to jest tylko w części prawdą, bowiem znane są redakcji firmy, których działalność marketingowa przynosi taki skutek, że mają one problemy z terminowym wywiązywaniem się z umów z powodu obłożenia pracą... Opisane w sposób wyrywkowy, nie poukładany, informacje o rynku nagrobkarskim są tylko początkiem – być może chaotycznym – próby odpowiedzi na postawione w tytule pytanie. Odpowiedź nie jest łatwa i konieczne będzie tu głębsze wniknięcie w problem. Wszystkim przedsiębiorcom z rynku nagrobkarskiego z pewnością przyda się garść informacji, która pozwoli im zobaczyć siebie w zwierciadle wypowiedzi innych uczestników tego rynku dając okazję do przemyśleń.

Jacek Serafin